Co w prasie słychać? (2)

Paweł Czado: Jak wygląda obecnie sytuacja Grunwaldu?
 
Teodor Wawoczny (Prezes Grunwaldu): To co się stało w tym roku w Rudzie Śląskiej to sprawa kuriozalna w naszym kraju, bez względu na obecną sytuację związaną z koronawirusem. Nie ma drugiego miasta, które nie przeznaczyłoby na sport nic. A tak stało się u nas. Nie znam drugiego miasta w Polsce, gdzie obiekty byłyby własnością klubów.
 
Pamiętam, kiedy z ramienia związku odbierałem boisko na nowym stadionie Piasta. Widziałem, że prezesi innych gliwickich klubów byli niezadowoleni z tego, co się w Gliwicach stało. Z tego, że postawiono tam na jeden klub, a inne drużyny nie mogły liczyć na pieniądze, które by ich zadowoliły.
 
Tymczasem w Rudzie Śląskiej są cztery kluby piłkarskie z tradycjami, które są właścicielami obiektów. Miasto jest odciążone od około 2000 roku, bo mniej więcej wtedy huty i kopalnie przekazywały takie obiekty miastu. W Rudzie obiekty zostały przekazane klubom i miasto nie musiało się o nie martwić.
 
Od mniej więcej piętnastu lat obowiązują licencje, a my w Rudzie nie mamy na dobrą sprawę stadionu na III ligę, który spełniałby wszystkie wymogi. Jesteśmy w tyle w stosunku do innych miast.
 
Teraz mamy sytuację wręcz makabryczną. W Rudzie jest obecnie 35 stowarzyszeń sportowych, ale cztery kluby piłkarskie i jeden klub piłki ręcznej są właścicielami bazy.
 
Można spytać, kto jest w lepszej sytuacji: te pięć klubów czy te pozostałe trzydzieści? Zdecydowanie te pozostałe – one nie muszą martwić się, jak utrzymać bazę. Korzystają po prostu z bazy miejskiej.
 
Pieniądze, które dostawaliśmy, były małe. Gdyby miasto przejęło obiekt Grunwaldu, musiałoby wykładać na utrzymanie pół miliona. My dostawaliśmy 80 tysięcy złotych rocznie. Za takie pieniądze nie da się przeprowadzić żadnych remontów, modernizacji, niczego.
 

Stadion może tylko trwać?
 
– Tak, ale z roku na rok jego stan się pogarsza. A tu trzeba bramę wymienić albo płot pomalować, kilometr tego jest, na trybunie coś poprawić itd. Obiekt Grunwaldu jest ponoć w najlepszym stanie, a i tak są tutaj szalone braki.
 
A teraz nie ma nawet tych 80 tysięcy złotych.
 
Pytanie więc brzmi, jak długo te kluby będą istniały? Moim zdaniem to może być kwestia kilku miesięcy.
 
Nie będzie można korzystać z ciepłej wody, prądu… Skąd wziąć na to pieniądze? Niech mi nikt nie mówi, że trzeba zwrócić się do sponsorów. Już tylu ludziom powiedziałem: jeśli ktoś mówi o sponsorach, to niech go załatwi, a my jako klub przekażemy mu 50 procent z tej sumy za to, że był taki wspaniały i go znalazł. Ja nie znam takiego prawdziwego sponsoringu: że ktoś ma serce i chce dać.
 

Strasznie smutne co pan mówi.
 
– Ale prawdziwe. Jakoś trzeba sobie radzić. W rudzkich klubach działają ludzie, którzy naprawdę kochają ten sport i nie mogą bez niego żyć. Ale w mieście nikogo to interesuje.
 
Rozumiem trudną sytuację ekonomiczną. Ale dotknęła ona przecież nie tylko Rudę Śląską. Trzeba było skonstruować budżet w taki sposób, żeby te parę groszy zostało. Muszę dodać, że Grunwald płaci rocznie od obiektów podatek 20 tysięcy złotych państwu, nie mówiąc o innych opłatach. Prezesi klubów, którzy nie mają własnych obiektów, nie wiedzą, co to jest za problem. Skądś te pieniądze trzeba wziąć. W Gliwicach, Chorzowie, Zabrzu miasto bazę utrzymuje. Liczę na to, że u nas coś się zmieni, usłyszałem od pani prezydent, że bierze pod uwagę to, co ja teraz mówię do pana, bo przeanalizowano tę sytuację. Na pewno szukano miasta, które działa na podobnych zasadach w tym względzie i… nie udało się znaleźć. I nie uda.
 
Uważam, że miasto powinno być wdzięczne ludziom, którzy przez ostatnie trzydzieści lat dbali o obiekty sportowe i je utrzymywali. Tak dbali, że one istnieją.
 

Nie poszły na zatracenie.
 
– Dokładnie. Liczę, że klubowa baza zostanie jeszcze przez miasto inaczej potraktowana. Bo na nic nas nie stać. Dokładnie na nic…
 
Ale baza to jedna strona medalu. Druga to sport. Tak naprawdę sportu już dawno w Rudzie Śląskiej nie ma. Zniknął tak naprawdę, kiedy zniknęła koszykarska drużyna Pogoni i kiedy piłkarze Grunwaldu rozstali się z drugim frontem w 2000 roku.
 
Zdaję sobie sprawę, że w czasach koronawirusa sport nie jest najważniejszy, że to tylko dodatek do życia. Ale bez tego sportu też się nie da żyć.
 
My tu nie żądamy żadnych klubów ekstraklasowych ale na tym poziomie, na którym jesteśmy, można tylko powiedzieć, że miasto 140-tysięczne jest pod względem piłki nożnej na trzysetnym albo czterysetnym miejscu w Polsce
 
Niektóre miejscowości, które nie mają nawet tysiąca mieszkańców, lepiej sobie radzą przy pomocy gminy aniżeli Ruda Śląska.
 
Strategia sportu jest nieodzowna. W Tychach albo Gliwicach już dawno zapomnieli o tego rodzaju problemach. Miasta nie stać, żeby II liga była w Kochłowicach, Halembie, Wirku… Nie! Ta sprawa musi być raz na zawsze załatwiona!
 
W lipcu 2016 roku poprosiłem o spotkanie prezesów innych rudzkich klubów. Grunwald wtedy spadł z III ligi. Byłem wówczas trenerem i wiem, jaki to ból, kiedy wprowadza się drużynę do III ligi i powtórzyć nawet sukces z lat 90., ale nie było na to szans. Wcześniej prosiłem prezesów innych klubów o poparcie Grunwaldu, ale partykularyzm interesów w Rudzie Śląskiej jest bardzo silny. Wtedy jednak wszystkich zaskoczyłem, bo przygotowałem porozumienie i jako klub wiodący wytypowałem Slavię. Byłem ciekawy, czy kluby będą głosować przeciw Slavii. Zagłosowały za. Od prawie 60 lat udało się mówić w Rudzie jednym głosem: „popieramy wszyscy Slavię”. Tam miały być nieco większe pieniądze, a pozostałe rudzkie kluby będą amatorskie. Piękna sprawa, ale ostatecznie z tego rozwiązania też nie skorzystano…
 

Przejdźmy do Grunwaldu. Gracie w A klasie, na siódmym poziomie rozgrywek. Mimo kłopotów trafił do Was ostatnio piłkarz z… Japonii.
 
– Kaiki Ozaki przyleciał do nas z Tokio na początku lutego. Ma 18 lat [w grach kontrolnych zaliczał asysty i zdobywał bramki w wygranych grach kontrolnych z Orłem Psary-Babienica (5:0) i z LKS Mordarka (7:0), przyp.aut.].
 

A pan dogaduje się z nim w jego ojczystym języku!
 
– Zawsze marzyłem o tym, żeby nauczyć się japońskiego, ale nigdy nie było czasu. Dopiero 2016 roku, będąc w klubie, przypadkowo w internecie otworzyłem stronę, gdzie przeczytałem o Dianie Marszewskiej z Krakowa, której mama jest doktorem japonistyki, a ona sama od pierwszej klasy uczyła się w Japonii. Około 70 lekcji dla początkujących przez nią prowadzonych można w internecie znaleźć. Posłuchałem pierwszej lekcji, potem w domu kolejnych. To mnie cholernie wciągnęło i bardzo szybko przerobiłem te 70 lekcji po kilka razy. Można powiedzieć, że to stało się jak nałóg.
 
Żona myślała, że jestem zarażony tylko piłką nożną, a nagle okazało się, że jeszcze językiem japońskim (uśmiech)
 
Sam zacząłem przerabiać lekcje, a potem trafiłem do szkoły w Katowicach. Mówi się, że aby nauczyć się tego języka, potrzeba trzech lat i dwóch lekcji w tygodniu. Ja uczęszczam na zajęcia raz tygodniowo, bo czas nie pozwalał na więcej. Pierwszy rok miałem w grupie, potem już indywidualnie.
 

Zaimponował mi pan.
 
Trzeba chcieć i konsekwentnie uczyć się codziennie. Na naukę nigdy nie jest za późno. Od dziecka interesowałem się językiem japońskim, ale w dawnych czasach nie było możliwości nim się zająć.
 
Japonia mnie fascynuję, marzę, żeby tam polecieć, ale ciągle coś staje na przeszkodzie. Chciałem tam lecieć do szkoły. W tym roku obiecałem sobie, że już na pewno pojadę i… trafił się koronawirus. Tego też nie przewidziałem…
 
Zdobyłem wiele kontaktów, koresponduję z wieloma Japończykami, głównie moimi nauczycielami. To niezwykły naród, zrozumieć ich mentalność nie jest łatwo. To zupełnie inny świat. Sposób, w jaki są wychowywani, jest niezwykły. To niesamowicie zdyscyplinowany naród. Chciałbym, żeby choć 20 procent tego było u nas… Myślę, jako starsza osoba, o młodzieży.
 
W szkołach nie ma sprzątaczek – wszystko jest sprzątane przez dzieci i młodzież.
 
Tam kształtuje się charakter od najmłodszych lat. W Japonii nie ma koszy, zlikwidowano je po zamachu w metrze w połowie lat 90.
 
A z Ozakim dogaduję się w Grunwaldzie po japońsku, on nie zna innego języka.
 

Jak chłopak trafił do Halemby?
 
– Spotkałem się z Japończykiem Takashi Morimoto, który jest właścicielem klubu pierwszoligowego w Mongolii. Mieszka w Tokio. Rozmawialiśmy na temat zawodników japońskich. To było rok temu, wtedy stwierdziłem, że nie jestem na razie zainteresowany sprowadzeniem piłkarzy, ale, że możemy wrócić do tego tematu. W styczniu przyjechał i szybko się dogadaliśmy.
 

Jak to się stało, skoro Grunwald nie ma pieniędzy?
 
– Ba, w tym tygodniu miał przylecieć do nas drugi Japończyk, ale ze względu na koronawirusa prawdopodobnie tak się nie stanie. W tej chwili nie ma treningów.
 
Trzeba wiedzieć, że w Japonii piłka wygląda inaczej. Tam jest czterdzieści klubów zawodowych, a przecież tam jest więcej ludzi niż u nas. Dla 18-letniego chłopaka, który chce grać w piłkę bardzo trudno jest się przebić.
 

Czyli perspektywa gry w Europie, nawet w klubie z dużo niższej klasy jest dla takiego chłopaka pociągająca.
 
– Dokładnie tak. W Japonii taki zawodnik ma perspektywę grania w klubach szkolnych. A tu może się pokazać, może się oswoić z inną piłką.
 

A jak to się stało, że chłopak jest w Grunwaldzie? Rodzice go utrzymują, finansują jego potrzeby. 70-90 procent takich chłopaków marzących w Japonii o grze w piłkę utrzymują rodzice.
 
źródło: Gazeta Wyborcza
 

Archiwum